wtorek, 27 grudnia 2016

Recenzja: Black Bullet

OPIS:     W roku 2021, ludzkość została zdziesiątkowana przez epidemię pasożytniczego wirusa, który przemienia zainfekowanych w potwory zwane Gastrea. Ci, którzy przeżyli, zostali zmuszeni do życia w obszarze chronionym przez Monolity, struktury utworzone z Veranium, jedynego metalu mogącego ranić potwory. Wirusem można się zarazić tylko przez płyny ustrojowe, jednak matki mogły przekazać jego geny swojemu dziecku. Tak narodziły się przeklęte dzieci - czerwonookie dziewczęta z wrodzoną odpornością na wirus i nadludzkimi zdolnościami.
W celu walki z Gastrea utworzono wyspecjalizowaną grupę znaną jako Obrona Cywilna. Tworzą się tam pary składające się z Inicjatora, którym jest przeklęte dziecko i Promotora mającego wyszkolić swojego Inicjatora. Po 10 latach do lokalnej jednostki zostaje przypisany Rentarou Satomi, szesnastoletni uczeń Liceum Magata. Wraz ze swoim inicjatorem, Enju Aiharą, rozpoczynają tajną misję, która może uchronić przed zniszczeniem całego Tokio.


Tak mnie więcej prezentuje się opis anime. Ciekawe prawda? Ja akurat jestem bardziej z tych osób, które nie interesuje okładka, ale opis (tak, tacy ludzie się zdarzają, ewentualnie jestem jedyna.  (┳◇┳) 
Tak więc, kreska według mnie też ładna, nowoczesna.
Postacie są barwne, z historią i swoimi tajemnicami. Rentaro - niby oschły, ale jednak miły i troskliwy. Enju - jak na dziewczynę jednym kopniakiem rozwalającą wielkie robale (dla mnie to są robale w wersji XXL. Brrr!) jest oddana Rentaro, pomimo tego, że zgrywa kogoś kto ma w nosie wszystko i wszystkich. Zaczynam nawet podejrzewać, że sama chętnie by go wykorzystała ("-.-). Midori - zdążyłam ją polubić, a ta już umiera :"(. Jak mogłaś, Neko-Neko? Hiruko i Kagatane - em... ciężko coś stwierdzić. Te dwie postacie umieściłam razem, ponieważ są ze sobą związane.

Częściowo ich lubię, a częściowo miałam ochotę złapać za ucho, wepchnąć do plastikowej torby i wrzucić do jeziora. Ale, bez nich anime nie miało by tak trochę sensu. Czarne charaktery muszą być, nie?
Kisara - do dzisiaj jak na nią patrzę, mam odruch wymiotny. A dokładniej jej włosy. A ja myślałam, że to moje są okropne. Ciągle przywodzi mi na myśl dredy. Tak samo pod koniec - trochę ją rozumiem, ale i tak jej nie lubię /-.-\ umrzyj w końcu. I na końcu nasza ukochana Tina - urocza, mała sówka (nie dosłownie) która jest na szprycowana wszelkim metalowym ustrojstwem, które może nas zabić od razu.

Osobiście rozwaliła mnie jedna scena bodajże z 8 lub 9 odcinka. Możecie ją sobie obejrzeć z angielskimi napisami, ale nie spoilerujcie sobie za bardzo:

Muzyka, czyli coś w czym się zakochałam w tym anime. Szybka, energiczna - ending i opening dla każdego kto kocha taką muzykę.
ALE, ALE! W anime nie jest tak kolorowo, jak się wydaję. Mi osobiście (i chyba nie jedynej) zabrakło... czegoś. Nie wiem, czego, ale to można było poczuć. To nie fabuła, postacie, kreska czy akcja. Nie wiem, czułam pewien niedosyt. Czegoś brakowało.

Tak więc, podsumowując: 
POSTACIE 10\10
FABUŁA 8\10
DYNAMIKA WALK 7,5\10
KRESKA 8\10
OGÓLNY ZARYS 6\10

Arigato za wysłuchanie mnie i do zobaczenia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz